my own privet Idahoo

my own privet Idahoo

wtorek, 7 grudnia 2010

na zero.


Bo My musimy wyjść na zero. Wojna Nam wszystko zabrała, więc zgadzamy się charować za złotówkę, dwa złote. Tysiące nadgodzin, prace dorywcze, zamiatanie gówna.
Żyjemy pracą, żeby na zero chociaż wyszło, na zero...Zero jest w nas natomiast ambicji i parcia na szkło(oczywiście w tym dobrym znaczeniu). Wymiociny narodowe, wszyscy pozamykali się w swoich mieszkaniach za milion dolarów...zima stuleci, styczeń tysiąclecia, minus czterdzieści w cieniu. 9tyś. za metr kwadratowy, plus tysiąc za balkon od metra, choć on ma tylko dwa.
Bluszcze, donice, pachnące wrzosy. Kumpelstwo z sąsiadami celem stworzenia połączonej ekspozycji. Ikebana z pelargonii. Ziarenka sieją. Otaczają to wszystko matą a'la bambus, z drewna naturalnego sosna, wyciętego z lasów dziewiczych. Gdzie natura rządzi niewidzialną ręką rynku. Kreują własne wiszący ogrody, na wzór tych antycznych, miejsce spotkań i kultu. Kamuflują się potem tam i wynaturzają. Piją zielone herbatki, hibiskus, mięta. Kładą brykity pod grilla. Mikro ojczyzna z makro zielenią. Oni i cały ich świat na dwóch metrach kwadratowych. Idylla, mały paradise z neonem nad wejściem. Tulipany i fiołki, daglezje multikolor, a wszystko przepasane wstęgą miedzą zieloną, na niej z rzadka ciche gruszę siedzą.


Metodysta mówi: bądź Dandysem, bądź modern.
Uspokojony chwilowym wzrostem temperatury...z minus czternaście, na minus dwa, z pasją szaleńca, tworzę piękne monochromatyczne struktury w języku komputerowym paint, żeby to ludzie wiedzieli że można. Że będę ciągle jednak w pewnym stopniu prekursorem, że będę trochę zakrzywiał obraz polskich sklepów, który opanował klasyczny szał beżu, brązów i innych materiałów rodem z żakietów i garniturów. Będę ciągle bawił się formą, uciekając od proporcjonalności narzucającej nam mundurkowy charakter.
Więc zainspiruj się i jak jeszcze raz ruszysz w przedświąteczny szał, zadecyduj, czy czasem nie fajniej było by odwiedzić concept store, bądź znaleźć jakąś perełkę na stronie internetowej...
ps.kiedy chodzi o szampana, preferuję bąbelki.



2 komentarze:

  1. no chociaz na zero .. mi się jeszcze nie udało .. ale wierzę ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja sobie wolę radzić z pomocą czarnej herbaty i papierosów niż sąsiadów. Moi to w większości ci z "balkonem za tysiąc od metra" i do tego tak napompowani, że plakat wyborczy kobieciny z parteru jeszcze wisi przed bramą.

    OdpowiedzUsuń