my own privet Idahoo

my own privet Idahoo

środa, 13 kwietnia 2011

dream on dream on

...Już od dobrych 50 dni woda leje się strumieniem w moim mieszkaniu. Zalewa posadzki, wybrzusza panele, tworzy w końcu 50cm warstwę wody. W moim mieszkaniu jest dziś mokro. Mam małą wyspę w postaci łóżka i cudowne krajobrazy w głowie. Zbutwiałe przewracające się przedmioty tworzą falę na taflii wody, która szumem rozbiją się o klif tapczana. Dziś strefa tropikalna for free. Zrywam egzotyczne owoce, tule drzewa, kwitną mi całe włosy. Zalewa mnie niezapomniana niezapominajka. Maluję obrazy i kłamie. Że już nie ma wojen i monogamii...W moim mieszkaniu jest dziś tsunami. Zadaję mi pytania o zeszłoroczne święta, brata się z psem. W moim mieszkaniu jest dziś gościniec. Woda nie kłamie dzisiaj. Dzisiaj woda ma imię. Cztery centymetry nad jej poziomem, unoszę się niesiony bryzą wydostającą się z otwartego okna. Cztery centymetry dzielą mnie do kurka. Cztery godziny sąsiedzi walą w drzwi. Cztery raz zmieniali buty. Cztery raz przecierałem oczy. Mara nie znika. Sen już jest jawą i częściom tej teraźniejszości. A ja spływam niesiony tym wszystkim i pewnie już nic mnie za zatrzyma.













ps.powrotów nie będzie.

czwartek, 7 kwietnia 2011

.....że wraca miłość szczęśliwa....

Dziś będzie muzycznie. modnie. I artystycznie.
A może w innej kolejności:)


bo piękna muzyka i choć kompletnie nie rozumiem słów, to znów kompletnie rozumiem odczucia.

KOLOROWANKA....lubię Pradę na ten sezon, lubię być zaskakiwany





ps.dobrze ze nie wywaliłem jeszcze wszystkich ciuchów z mego rave-szaleństwa. Przynajmniej mam co nosić teraz:)



a na koniec: artysta wielki Karol Radziszewski. Performer i Postać w jednym! Tłamszący granice w sztucę, buntownik stojący na barykadzie.





Zilustrował pięknie prozę Michała Zygmunta: "Lata walk ulicznych". I kiedy z bliska przyjrzałem się jego osobie, przewertowałem google i internet wzdłuż i wszerz, stwierdzam że cały ON wyjęty jest żywcem z tej książki.


Pozdrawiam

ps: Osiecka pisała: "że czasem tak bywa, że wraca miłość szczęśliwa"
ps2. kierowniczka mi to zacytowała, chyba wczoraj :)
ps3. podpisuję się łapami pod tym.
















WIOSNA.nawet
nie spostrzegłem kiedy
zakwit
ły
drzewa .

środa, 6 kwietnia 2011

Krasne Stawy.

...Bo wyprowadził się do jakiejś dziczy, Dupowice-Babice, pod metropolie, gdzie faktycznie i spokój jest i zieleń, ale wolnych cipek mało! Wszystkie z dzieckiem u boku, bądź w wóziku, spacerują po chodniczku z POL-BRUK-u, z całym żywotem świętym w torbie, z psem u nogi i Bogiem nad głową. Maryjka całuję je w czółko i złotym deszczem je zalewa, błogosławioną manę z nieba zsyła, co by pokrzepić i dodać sił, wszak oddały się one całkowicie woli swego Pana. Na taką to już nawet spojrzeć nie możesz, dotknąć - wykluczone. Ona już ma swoją misję, już obrała swój szaniec. Zaobrączkowana, zapłodniona, odczłowieczona, duszę swą zamknęła w szafie. Zaczarowała się, tańce odprawia, szamańskie sztuczki stosuję i całe ciało jej śpiewa i mówi: że nie teraz, na pewno nie w tym życiu, nie w tym wcieleniu, nie w tej galaktyce. Ale Krasny wiedział, że kiedyś się odkuję, gdzieś na końcu jego móżdżku rodził się malutki plan, który wykluczał pracę w korporacji i cotygodniowe zakupy w centrum Ołszon-Komorniki, oraz innych tego typu placówek handlowych zbudowanych na planie super-hipermarketu. Że jak tylko trochę dzieci podrosną, to zdezerteruję je gdzieś do akademików, przedszkoli, płatnych gabinetów przetrzymywania dzieci. I już wtedy wszystkie cipki będą jego i wszystko się ziści, wszyściusieńko, a przede wszystkim to o czym marzy w czasie stosunku seksualnego, który istnieje ale w jednej pozycji i przez pięć minut.




Modowo, pieśniowo i artystycznie będzie jutro.....
czytała Krystyna Czubówna.

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Po co umierać, kiedy jeszcze się na dobre nie żyło. Paranoja zagląda mi do czaszki, szuka wsparcia, szuka punktu zaczepnego, szuka małej półki skalnej, na której może posadzić swą chudą dupę. W głowie wojna, a na zewnątrz wiosna. Rozpierdala koniunkturę na zimno i chłody. Fajerwerki zamiast ustępstw, fontanny zamiast wycofania, grzmoty zamiast wyciszenia. Zbliżająca się erupcja drąży pokłady skal zaległe gdzieś w żołądku i niżej położonych organach. Mózg paruję i ulatnia się do atmosfery. Skrapla się w stratosferze doznań i spada w postaci kwiatów lilii, zaplecionych naokoło wiklinowego kosza. Niebo goreje i rozdaje darmowy popcorn plus bilet na seans. Seans "2012" na żywo, na lajfie, na spontanie.



Rozlana herbata zostawia trwały ślad na surowym drewnie. Dobrze się dzieję. Choć ślad układa się w znak krzyża!


Macie muzę na starty i końce.