my own privet Idahoo

my own privet Idahoo

wtorek, 20 grudnia 2011

It's Oh So Quiet!

I kiedy jest tak cicho i przyjemnie.
Dzień roztacza nade mną wszystkie swoje fazy. Przelatuje samolot. Ktoś od rana montuje drzwi. Ćma spaceruje. Kierowca denerwuję się stojąc w korku. Woda od godziny kapie z kranu. Telewizor działa w trybie: mute.
I kiedy jest tak cicho i przyjemnie.
Coś mnie wypełnia. Coś przedziera się przez na wpół zamknięte powieki i wyświetla mi instalację życia. Z jarzeniówek i różowych przewodów. Tendencyjne połączenie, obraz współczesnej sztuki. Wizualizacja prawd i morałów, priorytetów i rzeczy zbędnych, zachowań behawioralnych i specyficznej mimiki twarzy. Rysuje zarodek i płynącą w pierwszej żyle krew. Pokazuje krzyki i światło dnia. Bezsenne noce, ze strachu przed ogromnym pająkiem i osiedlowe leki, związane z odrzuceniem. Namnaża pocałunki i rozterki. Pogody ducha i załamania nerwowe. Sieje zamęt, oraz wprowadza melancholie.
Tworzy się życie. Życie tylko naszego świata. Życie idealne. Nie skalane człowiekiem. Życie-marzenie.
I kiedy jest tak cicho i przyjemnie. Jestem pusty.
I przez dziesiąte ułamki sekund, poprzez jony dodatnie i ujemne i oddziaływanie atmosferyczne...składam się na nowo. Lutuje przewody i zgrywam anody. Łącze komórki kwasami nasyconymi i eliminuje nowotwór.
Kiedy jest tak cicho i przyjemnie.
Słyszę w głowie pieśń o bogactwie. O pływaniu w pieniądzach i seksie ze złotem.
I kiedy jest tak cicho i przyjemnie......



wtedy jestem Ja.

ps. żyje. a. może. żuje.

wtorek, 6 września 2011

J.

J. jest sentymentalna. Powraca w nasze ramiona tak nagle. Tym chłodnym porankiem i dusznym popołudniem. Że jak wracam, rozbieram się w drodze i zrzucam z siebie części garderoby....tej górnej oczywiście. Dolna mogłaby zakończyć się zbiorowym spazmem. "-Szukam pozytywnych wartości...-Co to znaczy? -Nic jesteśmy tu przecież dla przyjemności." Bo ja sobie tego nie wymyśliłem. J. powraca i określa nas na nowy rok. Dla mnie o tej porze się wszystko zaczyna. Zapowiedź to coś co lubię. Burze i gmatwanina. Żadnych stagnacji...Lato i Zima jest nudna. Ja potrzebuje lawiracji. J.i wiosna mnie fascynuje. Napełnia i inspiruje. Tworzy w mojej głowie nowe neurony i połączenia nerwowe. Odczuwanie staje się silniejsze. Ten zapach w powietrzu i te łzy po kątach. Ta beznadzieja i nadzieja. I ten wachlarz emocji. i ten zwiastun oczywistego...właśnie tego....bo, "... potem przyjdą noce, jak psy wierne, pod nasz dom" bo taka jest J. "....zaczyna się się szkoła, a w knajpach zaczyna się życie..." MAM EMOCJONALNE WACHADEŁKO ps.kocham życie. i nie wypowiadam na głos tej pory roku do końca września.

piątek, 26 sierpnia 2011

świt.

Jest taki czas. Taka pora roku. Takie odczuwanie. Specyficzny smak powietrza.
Jest taki okres, kiedy wybudzić się nie można.
Kiedy wędruje ulicami o szóstej rano, miasto jeszcze śpi. Kot leniwie wychyla głowę z bramy, niepewnie jeszcze, obserwuje moje kroki. Gdzieś powoli rozchyla ktoś rolety, otwiera okna. Kamienice leniwie patrzą gdzieś przed siebie.
Jeszcze nikt się nie spieszy. Wtedy gdy spaceruje czuje ekscytacje. Dziwny dreszcz mi przechodzi po plecach, pojawia się mrowienie w stopach.
Jest taki czas, kiedy poranek jest rześki i chłodny, choć w południe będzie trzydzieści stopni. Kiedy drzewa przygotowują się pewnej zmiany. Kiedy życie powoli wyhamowuje.
I choć trwa jeszcze lato, a my jesteśmy dorośli, to ciągle kręci mnie w brzuchu na myśl o pierwszym września.

środa, 24 sierpnia 2011

Z łańcuszkiem na szyji....

....Dziewczyna charakteryzowała się tym, że miała pofarbowane na żółty-blond włosy z odrostem po całości. Upięte one były od połowy, a grzywka wyglądała jak grzebień i to ten z grubymi zębami, przyklejony do płata czołowego i ukazujący w szczelinach pozatykane pory. Lecz Krasny o tym nie wiedział. Nie widział tego. Na pierwszy rzut oka coś mu nie grało. Ale figurę miała niczego sobie. Fajna dupa, sobie pomyślał i bezwarunkowo zanurkował spojrzeniem w jej biuście. Bluzka była typu pół-golf z wyciętym kawałkiem w kształcie rombu, który odkrywał rowek, miejsce styku dwóch półkul biustowych, które Krasny tak kochał. Nie patrzył jeszcze na twarz, zamierzał to zrobić dopiero gdy znajdzie się w odległości takiej, że za beztroskie pływanie w jej cyckach mógł oberwać.
Anna. Tak miała na imię. Poznali się na jakiejś imprezie pracowniczej. Ona przyszła z kolegą, z którym pracują razem na dziale: kredyty biznesowe. Już wtedy wydawała mu się atrakcyjna. Nie zamienił wprawdzie z nią ani jednego słowa wtedy, ale spódnica mini, która była ciut za krótka jak na okoliczność, przyciągała go niczym czerwona płachta byka.
Zupełnie dobrze, że udało nam się w końcu spotkać, wyseplenił jak poparzeniec, szybko orientując się, że spociły mu się ręce, czoło i plecy, oraz trochę ciaśniej zrobiło mu się w spodniach, wszak był już na tyle blisko, aby dostrzec te dwa okazy w całej krasie.

A potem nie było już NIC. Każde jej słowo, niszczyło obraz, który wygenerował się w jego głowie. Już wszystko wyschło i ręce i czoło i plecy, w majtach się poluzowało, a myśli Krasnego skumulowały się tylko na jednym, na ucieczce! Już nawet obadał gdzie jest toaleta, żeby znaleźć jakąkolwiek wymówkę aby odejść od stolika i zwiać.
Jej usta zamykały się i otwierały kalając jego umysł. Mózg przypominał już gąbkę, ale kodował i kodował. Skanował jej zachowanie i gestykulacje dłoni, programował i zapisywał na dysku twardym kory mózgowej, jej słowa, spację i oddechy. Wszystko po to, aby w przyszłości ustrzec się owych postaci, wyciągniętych wprost z Dupowic Wielkich, z dalekiego wschodu Polski, z domu z dykty i gliny.
Obiecywał sobie że do końca życia nie zapomni jej wywodu, jej monologu i jej dialogu z samą sobą. NIGDY. Zapamiętał go i odtwarzał co jakiś czas, aby ustrzec się kobiet jej pokroju, z owłosiona cipeczką i odrostem, który nagle jako pierwszy staję przed jego oczami, kiedy o niej myśli.
A brzmiała Ona tak....cdn.






LUBIE TO!

sobota, 13 sierpnia 2011

Metamorfoza głównego bohatera .

Zgłaszam nadużycie, bo życie się mi przejadło. Bo trąci sadłem i słoniną gdy bekam. I gdy liczę na coś to czas ucieka, a ja zwlekam. Aha i jeszcze zgłaszam nadużycie, bo bez majtek mi ktoś po chacie lata. Ja protestuje. Dziś już jestem porządny.
Nie mam zarostu i włosa siwego na skroni, ni słychu, ni widu. Oddech jest już świeży, poranna rosa obmyła mi stopy.
Podryw czas zacząć. Fryzurę żelem zwilżyć i kuleczkę pod pachę użyć. Ręce me czyste, przejrzyste spojrzenie. Ja dzisiaj jestem Twoim marzeniem. Twoją marą i spełnieniem. Że pucharek się sam napełnia jak się zjawiam. Szał cipek i spierzchnięte usta. Głowa po seksie pusta i sto numerków na raz.
To wszystko się w mej głowie roi i dzieli i mnoży. Bo miasto musi uważać, trzeba ostrzeżenie wysłać i aha zgłosić nadużycie, bo znów troszeczkę przedawkowałem życie. Za kołnierz wylewałem alkohole, ekscesy i poranne kłamstwa.
Dziś nożem odcinam to wszystko, dziadkową brzytwę do golenia w ręce chwytam i skrobie te brudy i nieudane próby. I wszystko pod strumień wody wkładam, spłukuje je dzisiaj, ten czas nieczysty i spojrzenie zamglone.
Że żartów już nie ma. Znowu kocham życie. Me wymalowane oko, dziś świeci się wyśmienicie. Samice wabi, w swe progi zaprasza. Jednym mrugnięciem dziś wygrywam BAL, i loterie fantową. Co los jest za złotóweczkę i główna nagroda rower, albo mikser znanej i lubiane firmy Klatronik. Dzisiaj mam stronnicze włosy i u boku owieczkę i...warkocz. Dziś jem tylko sushi. Popijam polopiryną, żal dziś ona zdusi. Że wydam fortunę, ale za to porucham. Kwaśna będzie to skóra, lepka i znoszona. Narkotyczna żona. O spojrzenie me prosi. Chyba z niej czas zrezygnować, znaleźć nowy cosik, jakąś świeżą cipkę. Czas zwęszyć zwierzynę.
Jak zaklęty z szafy ubrania wyrzucam, piastuję żelazko, do tkaniny rozgrzaną blachę przykładam i masuję koszulę. Z najdroższej bawełny. Z jedwabiem i ze złotą nicią i z niedostępnym składnikiem np. gównem jakiejś małpy, albo skrzydłem muchy co dwa dni żyję i zdycha i złapać ją można tylko po północy, gdy śpi.
Dziś me ciało zdobi wyjątkowość. Tkanina z Dubaju i Arabii Saudyjskiej. Przez Syberię i RPA sprowadzane, by było najdrożej jak się da. Bo dziś ja szukam żony. Krasny się żeni.
Jeszcze tylko ręce do pacierza składam i sam do siebie się modlę, bo Bogiem nagle się stałem. I już mam naprędce modlitwę i litanie i dni święte w kalendarzu zaznaczone na czerwono. Świat jak Magdalena me stopy myje, paznokcie przycina i za uchem drapie.

Chwila telefon. Aa taksóweczka, za kierką sam Chrystus, do Tanga mnie dziś prosi.

A ja w zęby róże wkładam i daję się porwać.








Ps. Muzycznie dziś PRINCE I KINGS OF LEON.....tyle że wykonuje Królowa.(tylko jedna)
no i z Glastonbury....ale to tylko tak do informacji.

czwartek, 11 sierpnia 2011

sobota, 23 lipca 2011

Na straganie




Piękny przegląd społeczeństwa....i osobowości.

Na straganie



Na straganie w dzień targowy
Takie słyszy się rozmowy:

"Może pan się o mnie oprze,
Pan tak więdnie, panie koprze."

"Cóż się dziwić, mój szczypiorku,
Leżę tutaj już od wtorku!"

Rzecze na to kalarepka:
"Spójrz na rzepę - ta jest krzepka!"

Groch po brzuszku rzepę klepie:
"Jak tam, rzepo? Coraz lepiej?"

"Dzięki, dzięki, panie grochu,
Jakoś żyje się po trochu.

Lecz pietruszka - z tą jest gorzej:
Blada, chuda, spać nie może."

"A to feler" -
Westchnął seler.

Burak stroni od cebuli,
A cebula doń się czuli:

"Mój Buraku, mój czerwony,
Czybyś nie chciał takiej żony?"

Burak tylko nos zatyka:
"Niech no pani prędzej zmyka,

Ja chcę żonę mieć buraczą,
Bo przy pani wszyscy płaczą."

"A to feler" -
Westchnął seler.

Naraz słychać głos fasoli:
"Gdzie się pani tu gramoli?!"

"Nie bądź dla mnie taka wielka" -
Odpowiada jej brukselka.

"Widzieliście, jaka krewka!" -
Zaperzyła się marchewka.

"Niech rozsądzi nas kapusta!"
"Co, kapusta?! Głowa pusta?!"

A kapusta rzecze smutnie:
"Moi drodzy, po co kłótnie,

Po co wasze swary głupie,
Wnet i tak zginiemy w zupie!"

"A to feler" -
Westchnął seler.

J.Brzechwa

czwartek, 21 lipca 2011

robić sprzedaż.

„A kiedy zabrakło amunicji pociechą stawały się słowa piosenki koleżeńskiej, żołnierskiej, prostej....Posłuchajmy”
A więc słuchajmy o sytuacji w jakiej się znalazłem, że nagle Ja Gustaw żyję sobie w 3 strefach czasowych i w 4 porach roku... i to naraz. Mentalnie zatrzymałem się gdzieś na przedwiośniu. Z racji że zawsze opóźniony jestem średnio o dobre trzy miesiące. Aktualnie winna być końcówka marca, zaczyna topnieć śnieg, który w tym roku zdecydowanie nie chcę odpuścić, a ja myślę o zbliżających się ciepłych miesiącach jako o zdecydowanie fajnym okresie w roku.
Tymczasem mamy już koniec lipca, pełnie lata, temperaturę miejscami jak w kwietniu, sytuacyjnie za chwilę znajdę się w subtropikalnym klimacie, a w pracy na dobre gości już jesień....no i jak tu nie zwariować?
Wychodząc rano zakładam sweter, bo na tzw. krótki rękaw - przesadka.
Wracając z pracy roztapiam się w środkach transportu miejskiego.
Natomiast przez osiem godzin po pas zatopiony jestem w porze roku jesień, która w branży odzieżowej już trwa i to od dobrych kilki tygodni.
A więc ja wariuje, ubierając się na cebulkę od rana, żeby pozbywać się wszystkich warstw wraz z mijającymi godzinami. Sprawnie lawirując między jesienna odzieżą, w trakcie ośmiu pracujących godzin, a kończę na zakupach filtrów pięćdziesiątek i kąpielówek, w ramach zbliżającego się urlopu.

Bo jak to mówi się w branży. WYPRZEDAŻ NAJWAŻNIEJSZĄ RZECZĄ JEST! I ROBI SPRZEDAŻ!



a na koniec lekka "grzeszna przyjemność" czyli Beyonce.
Niby to pop, ale zawsze na poziomie. Be. stąpa swoją ścieżką, nie przekształca się w Didżejkę kiedy wszystkich zalewa elektro szmira. Nagrywa soulowo-popową płytę z balladami, z lirycznymi kawałkami, no i z kawałkiem mocnego wokalu...,którym niewielu może się pochwalić.
próbeczka:

poniedziałek, 18 lipca 2011

razem. Wrócimy.

Powróćmy do korzeni. Do początku i do końca. Do ładu i do składu. Do dziecinnej niewinności, do zdartego kolana, do "bazy" gdzieś w krzakach i do tej końcówki wakacji. Wtedy co baloty siana same pod górę się toczyły. Powróćmy nieumyci, z obdartym łokciem, z kanapką z pasztetem w brudnych rękach trzymanych, z tym wołaniem na obiad w uszach, z paznokciem złamanym od grania w kapsle.
Powróćmy do kakao z aluminiowego garnuszka, do zapachu chleba i kiszonej kapusty. Z blachy. Do cięcia pokrzyw i wybieraniu jaj z kurnika i do tej chłonnej głowy, kodującej wszystko dookoła.
Powróćmy z nostalgią, z głową pełną planów, wypełnioną marzeniami o niecodziennych cudach i przyziemnych tęsknotach. O wycieczkach w nieznane, starych niewypałach gdzieś w lesie i tych pierwszych cyckach co piwnicy widziałeś. Pamiętasz, że wtedy świat był piękniejszy.
Choć problemem były przemoczone buty, nieprzyjście na obiad i bagna za Farą. Urastające do rangi kary więzienia. I ten wzrok matki, gdy wiesz że się już nie wykaraskasz i to oczekiwanie na wpierdol od ojca. "Czekanie ma również swój niewątpliwy urok".
Powróćmy z pomysłem na samego siebie, na palenie kartek nad klozetową muszlą, robienie ukradkiem zdjęć z balkonu, czy rzucanie jajkami w blok naprzeciwko.
Powróćmy do pierwszego łamania tabu, tych późnych rozmów na klatkowej ławce, tych pierwszych papierosów i smaku pierwszej dorosłości,gdzie dłuższe sikanie w krzakach było wyznacznikiem męskości.




Powróćmy do rodziny. Powróćmy do samych siebie. Powróćmy do macierzy. Powróćmy do prawdy.
"Boże chroń Polskę. Kit z Polską, chroń człowieka."



środa, 13 lipca 2011

małe conieco na wakcyje.

Krasny wyraźnie zaniepokojony sytuacją, spiął dupę, przeczesał włosy i z pretensją wypisaną dużymi literami na twarzy poszedł do szefa. Przedstawić mu podstawowe zasady obcowania, nauczyć sztuczek behawioralnych, oraz wrodzonych instynktów samozachowawczych, których nauczyć się nie da, ale to aktualnie miał w poważaniu. Bo jest krach na giełdzie, bo towar nie rotuję, bo WIG spada na łeb, na szyję i na ręce i boleśnie je sobie ściera. Bo jak babcia zawsze powtarzała: "z górki to hamulec tylko tylni, a lamusy zapodały ten przedni i ręczny na dodatek i leci teraz wszytko, ten gnój i malaria, te wszystkie podatki i zgredy zza biurek wprost na części ciała usytuowane od pasa w górę. A Wujek Dobra Rada powtarzał, że frank szwajcarski to nie dla wszystkich, że z chama ekonomisty nie zrobisz, i że jak on sobie nagle The Economist czyta, noty śledzi, specjalne okulary "zerówki" zakłada, że jest po uniwersytecie, akademii i studium zaocznym w trybie dziennym i stacjonarnym i eksternistycznym to jest już król i władca i ogólnie Balcerowicz mu liże stopy. A tu tak zwana "pizdeczka", kredycik się nagle w oczach mnoży, przez pączkowanie rata jego rośnie i zmienia liczebniki na bynajmniej nie liczby pierwsze. Tylko mnogie i z milionem zer. I w telewizji uczą jak teraz oszczędnie żyć bo cztery stówki nagle więcej, a bywa że i siedem stówek, i niedostatek jest i niedobór. Dzieciom zębów nie zalakują, tyłka nie wywiozą za morze i ścisk znów będzie w Auchon Komorniki, bo najtaniej ponoć jest. Krasny na samą myśl się otrząsną, dreszcz mu przeszedł aż do samej dupki, doła załapał i w krześle pozostał...."Co tam szef, przecież on tu rządzi" i wypił łyk zimnej kawy z automatu za złotóweczkę.






ps. spadam na weekend na macierze. do rodzicieli. i niech Frank będzie z wami...

środa, 22 czerwca 2011

Zasypia bez żadnych proszków, wino w lodówce się chłodzi.




Obudziłem się dzisiaj z tą piosenką...Pod powiekami i w uszach. Przy samych bębenkach, ktoś śpiewał mi tę melodię.
I tak trwałem w krainie pościel i kołder...Myśli uciekały gdzieś, nie dało się ich pozbierać, ogarnąć, skondensować w jeden tor.
Bo chyba coś przegapiłem. Jakiś pociąg odjechał beze mnie?
A może to tylko ktoś do ucha mi jad sączy? Okłamuje mnie, falsyfikaty mi podkłada, preparuje życie?

Przecież może być zajebiście! Bez wszystkich historii i nabuzowania. Bez zmyślania sobie życiorysów. Bez lewitowania pięć centymetrów ponad chodnikami, bez marzeń o słonecznej Portugalii. Bez pierdolenia o dupie Marynii i bez bezsensownego skandowania o beznadziei życia.
Czy nie można trwać w tym co się ma? Nie doszukiwać się we wszystkim filozoficznych teorii. Nie trwonić czasu na zastanawianie się, nie doszukiwać się lepszych dróg rozwiązania.

Życie pójdzie tak swoją ścieżka...nie patrząc na ludzkie pierdolenie.



ps. przepraszam za przekleństwa. Potrzebowałem dosadności.
ps2. lubię te słowa:"Zasypia bez żadnych proszków, wino w lodówce się chłodzi. "

sobota, 18 czerwca 2011

z Tamtych stron.

Tydzień w stolycy...na Mariensztacie....przed pałacykiem i nad Wisełką.
ale Wiecie lokalny patriota ze mnie i Wielkopolska, jak i bliscy mi ludzie na pierwszym miejscu. Zawsze.
Tydzień rozmaitości. Tydzień kontemplacji. I tydzień takiej ucieczki na specjalnych warunkach.

Pozdrawiam cię Warszawo.


Ps. przepraszam nie zabrałem aparatu. Nie posiadam w telefonie. Przez co nie robiłem sobie strit feszyn zdjęć z ręki.
Buźka
Ps2. Następny post już prozą będziem pisał. O biznesie w Polszy.

piątek, 10 czerwca 2011

Tak zaczynam! napisałem notkę i wyszedłem z kokonu...ale tekst zostawiam. Choć stan ducha już inny. Dzięki Ania.


na ocenie mieszkania.
Wyspa mała.
domostwo me i ocalenie.
Świat z kołder i pościeli.
Idylla z ambrozją, boskim trunkiem
Raj bez węża pod kołdrą
Bo wybór jest dziś jeden.
Nie ma rozstaju dróg
,ani rozterek i serc na rozdrożu.

Dziś chowam się z latarką pod koć
na tej małej wyspie.
Czytam zakazane księgi
i powracam do świata
bez komputeryzacji i systemu Android
bez żółci i jadu ludzkiego
i zakazanych zakazów.
Tam dziś wszystko jest moje.


wierze ze karmą trzeba się dzielić...za dużo tej dobrej ostatnio. Trzeba zrobić coś dla ludzi. I chyba wiem co.












.Pozdrawiam wszystkich czytających. Będą wiedzieć którzy.:)

środa, 8 czerwca 2011

Partykuła nieodmiennego Ja.

Jak przez tramwaj się przemieszczam. Szukam dogodnego położenia. Na obserwację. Na rezerwację. Na te 25minut.
Jak wtedy kiedy jest burza i w oknie stoję. Jak dygoczę z zimna. Bo płytki, a nie ciepła deska na podłodze.
No i jeszcze jak niezmiennie chodzę swoją ścieżką, nie przechodzę pod rozłożoną drabiną i pod dwunożnym znakiem.
Jak wtedy, gdy się nie chce. I jak zęby nie pierwszej świeżości. A nogi chyba od parady.
Aha i może gdy naprawdę nie chce, ale że chce naprawdę, ale kłamie bo na złość robię.
Takie sobie partykuły w życiu układam i podkreślam nimi co ważne. Nieodmienne części mowy, zamieniam na własne. I kreuje siebie samego, takie własne Ja, bez rozmieniania się na drobne. Bez zmiękczenia na końcu i bez gramatycznej poprawności. Składnia jest dziś w kącie.
Siebie naprawiajmy, a nie ŚWIAT. on poczeka. Końca świata i tak nie będzie.

lubię cię Ania D.


Modysta MÓWI: ITALIA DOBRA NA WSZYSTKO!

sobota, 4 czerwca 2011

Końca świata nie będzie.

Końca świata nie widać.
Nie to na zawołanie
Że herbatę zamieszasz
i to się stanie.

I niebo nie goreje
Nie rozchodzi się z pod stóp ziemia
Zęby nie walą o siebie ze strachu
Dziś zbawienia nie ma.

Znów Bóg nie ratuje Nas od życia,
w tych odmętach pustych,
Durnej iskierki, przez soczewkę widocznej nie zgasi.
Chyba gdzieś w oddali tłucze się pociąg.
Nikt Nas dziś do nieba nie prosi.






Ta krucha rączka, co rzuciła kamień
Wtedy Pamiętasz?
Jak doniosłeś na mnie.
I te brudne ręce później, gdzieś w przydrożnych krzakach tak skrzętnie chowane.
Gorejące dłonie.
Zastrzyk dziś już nie wystarcza.
Lateksowe pokusy.
Demencja starcza.
Te wszystkie strachy, puste walizki.
I twój cień, co do dziś tak w rogu stoi.
A ta rozszalała rzeka? Przez którą przebrnąć nie było Ci dane.
Poczęcie niepokalane.
I jak zasłabłeś w kolejce.
Wiesz?
Dzisiaj ja twój krzyż na plecy wkładam.
Ten karawan.
Dziecięca bufonada.
I jeszcze ta zakaźna choroba, Pamiętasz?
Ja do dziś Obudzić się nie Mogę.



i pewne piosenki co kojarzą mi się bardzo z jednym (ulubionym) serialem.
no i wino różowe z kostką lodu i listkiem mięty.(chyba ulubiony drink na lato)


sobota, 28 maja 2011

Pamiętasz....cz II

.....Siedziałem wtedy na ryczce, z której tak łatwo można spaść i rozbić sobie brodę. „I kto z Tobą wtedy pojedzie do szpitala?”.I jeszcze dziś jak myłem tą lampę w kuchni, pamiętasz? Też to słyszałem. Dziesięć minut wcześniej przybył tata. Odpoczywał teraz na krześle przy stole. Czekał aż zagotuję się woda na kawę. Malował wtedy w zeszycie, takim starym, z drugiej szafki od lewej, z żółtymi kartkami i szara okładką, kobietę i łabędzia. Na ten sam wzór. Raz namalował panią, z bujnymi lokami i pełnym biustem. Wstydziłem się wtedy. Raz malował łabędzia. Z długa dostojną szyją, zamyślonego...pięknego ptaka. Wiem, że zmieniał tylko parę kresek i już opowiadał inna historie. O dziewczynie z lat jego młodości, albo o młodych co na jeziorze tej wiosny się wylęgły. Że mnie weźmie i pokaże, a jak się wychyle to zobaczę gniazdo,”byle bym do wody nie wlecioł”. Że są całe czarne i brzydkie jak z tej bajki, ale ich matka po toni pływa dumnie, wie przecież ona, że wyrosną z nich ładne dzieci. Dziadek siedział wtedy przy stole i strugał jabłko.


no i zawsze mam nadzieje, że z każdego da się zrobić człowieka. W najprostszym tego słowa znaczeniu.


















dobre słowa:"znam słowa które jak atropina rozszerzają źrenice oczu"mej siostry.

czwartek, 26 maja 2011

pamiętasz....

...Pamiętam te wakacje u babci, na wsi, ta sielanka. Jak w środku dnia coś wbrew porządku zrobić musiałem. Ta kąpiel w południe, co nie zwiastowała, ani ciepłej piżamy, ani kakao z rondelka. Takie sypane, gorzkie. Co dwie łyżeczki się sypie do kapki mleka w kubeczku i na końcu wlewa do gorącej kipieli. Spodnie włożyć musiałem na umyte ciało, co przyjemne nie było i wbrew zasadzie. Do miasta jechaliśmy, do lekarza zapewne, nie pamiętam. Poważne sprawy w oczach dziecka to jak w upał mama miała odświętną spódnice. Pamiętam te wakacje u babci, jak opuścić musiałem swój azyl w południe. Ten kokon dziecięcy, nienaruszony. Te ściany w malowany wzorek, nie w tapetę. Piec kaflowy, co wtedy w lipcu tak fajnie chłodził, jak plecami się o niego wsparłem. W domu zawsze pachniało kapustą. Kiszoną kapusta w aluminiowym garnku gotowanej, z pyrkami i na blasze. Tak gorąco wtedy w kuchni było. Otwarte okno nie pomagało. Pamiętam ten czas u babci i mieszkanie, gdzie nigdy "nie ściągajcie butów, bo przecież podłogi nie myłam" i zapach i zegar i wazon ze złotą różą na szafie. Stare radio na fale UKF, choć wtedy nie wiedziałem co to znaczy. Telewizor co strzelał jak się go włączało i na oknie zasunięte story, gdy film sensacyjny leciał.
Pamiętam tak dobrze ten czas i dzieciństwo, bardzo niewinne i wręcz idealne.

Tak dużo rozmawiam z ludźmi i ciągle nie wierze, że miałem tak dobrze.









ps.Mamy tak dobrze, bo mamy siebie.

środa, 25 maja 2011

Charlie Parker is a GOD

To był długi miesiąc.
Zmieniam prace.
Nie mam gazu tydzień.
Kocham Dragon.

Ile trzeba wyciskać życie, by dostać się do jego esencji. Możliwe, że już się to stało, a ja po prostu nie zauważyłem. Może nie ma już co odnajdywać....No przecież jest ZAJEBIŚCIE!



ALL ABOUT JAZZ
Charlie Parker is a GOD!


Modysta mówi...
załóż dżinsowe szorty...wywiń je centymetr...słomkowy kapelusz...okulary na nos...i koszula w paski...
Świat ponoć czeka zawsze za rogiem.







ps będę pisał. I JUŻ.

środa, 13 kwietnia 2011

dream on dream on

...Już od dobrych 50 dni woda leje się strumieniem w moim mieszkaniu. Zalewa posadzki, wybrzusza panele, tworzy w końcu 50cm warstwę wody. W moim mieszkaniu jest dziś mokro. Mam małą wyspę w postaci łóżka i cudowne krajobrazy w głowie. Zbutwiałe przewracające się przedmioty tworzą falę na taflii wody, która szumem rozbiją się o klif tapczana. Dziś strefa tropikalna for free. Zrywam egzotyczne owoce, tule drzewa, kwitną mi całe włosy. Zalewa mnie niezapomniana niezapominajka. Maluję obrazy i kłamie. Że już nie ma wojen i monogamii...W moim mieszkaniu jest dziś tsunami. Zadaję mi pytania o zeszłoroczne święta, brata się z psem. W moim mieszkaniu jest dziś gościniec. Woda nie kłamie dzisiaj. Dzisiaj woda ma imię. Cztery centymetry nad jej poziomem, unoszę się niesiony bryzą wydostającą się z otwartego okna. Cztery centymetry dzielą mnie do kurka. Cztery godziny sąsiedzi walą w drzwi. Cztery raz zmieniali buty. Cztery raz przecierałem oczy. Mara nie znika. Sen już jest jawą i częściom tej teraźniejszości. A ja spływam niesiony tym wszystkim i pewnie już nic mnie za zatrzyma.













ps.powrotów nie będzie.

czwartek, 7 kwietnia 2011

.....że wraca miłość szczęśliwa....

Dziś będzie muzycznie. modnie. I artystycznie.
A może w innej kolejności:)


bo piękna muzyka i choć kompletnie nie rozumiem słów, to znów kompletnie rozumiem odczucia.

KOLOROWANKA....lubię Pradę na ten sezon, lubię być zaskakiwany





ps.dobrze ze nie wywaliłem jeszcze wszystkich ciuchów z mego rave-szaleństwa. Przynajmniej mam co nosić teraz:)



a na koniec: artysta wielki Karol Radziszewski. Performer i Postać w jednym! Tłamszący granice w sztucę, buntownik stojący na barykadzie.





Zilustrował pięknie prozę Michała Zygmunta: "Lata walk ulicznych". I kiedy z bliska przyjrzałem się jego osobie, przewertowałem google i internet wzdłuż i wszerz, stwierdzam że cały ON wyjęty jest żywcem z tej książki.


Pozdrawiam

ps: Osiecka pisała: "że czasem tak bywa, że wraca miłość szczęśliwa"
ps2. kierowniczka mi to zacytowała, chyba wczoraj :)
ps3. podpisuję się łapami pod tym.
















WIOSNA.nawet
nie spostrzegłem kiedy
zakwit
ły
drzewa .

środa, 6 kwietnia 2011

Krasne Stawy.

...Bo wyprowadził się do jakiejś dziczy, Dupowice-Babice, pod metropolie, gdzie faktycznie i spokój jest i zieleń, ale wolnych cipek mało! Wszystkie z dzieckiem u boku, bądź w wóziku, spacerują po chodniczku z POL-BRUK-u, z całym żywotem świętym w torbie, z psem u nogi i Bogiem nad głową. Maryjka całuję je w czółko i złotym deszczem je zalewa, błogosławioną manę z nieba zsyła, co by pokrzepić i dodać sił, wszak oddały się one całkowicie woli swego Pana. Na taką to już nawet spojrzeć nie możesz, dotknąć - wykluczone. Ona już ma swoją misję, już obrała swój szaniec. Zaobrączkowana, zapłodniona, odczłowieczona, duszę swą zamknęła w szafie. Zaczarowała się, tańce odprawia, szamańskie sztuczki stosuję i całe ciało jej śpiewa i mówi: że nie teraz, na pewno nie w tym życiu, nie w tym wcieleniu, nie w tej galaktyce. Ale Krasny wiedział, że kiedyś się odkuję, gdzieś na końcu jego móżdżku rodził się malutki plan, który wykluczał pracę w korporacji i cotygodniowe zakupy w centrum Ołszon-Komorniki, oraz innych tego typu placówek handlowych zbudowanych na planie super-hipermarketu. Że jak tylko trochę dzieci podrosną, to zdezerteruję je gdzieś do akademików, przedszkoli, płatnych gabinetów przetrzymywania dzieci. I już wtedy wszystkie cipki będą jego i wszystko się ziści, wszyściusieńko, a przede wszystkim to o czym marzy w czasie stosunku seksualnego, który istnieje ale w jednej pozycji i przez pięć minut.




Modowo, pieśniowo i artystycznie będzie jutro.....
czytała Krystyna Czubówna.

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Po co umierać, kiedy jeszcze się na dobre nie żyło. Paranoja zagląda mi do czaszki, szuka wsparcia, szuka punktu zaczepnego, szuka małej półki skalnej, na której może posadzić swą chudą dupę. W głowie wojna, a na zewnątrz wiosna. Rozpierdala koniunkturę na zimno i chłody. Fajerwerki zamiast ustępstw, fontanny zamiast wycofania, grzmoty zamiast wyciszenia. Zbliżająca się erupcja drąży pokłady skal zaległe gdzieś w żołądku i niżej położonych organach. Mózg paruję i ulatnia się do atmosfery. Skrapla się w stratosferze doznań i spada w postaci kwiatów lilii, zaplecionych naokoło wiklinowego kosza. Niebo goreje i rozdaje darmowy popcorn plus bilet na seans. Seans "2012" na żywo, na lajfie, na spontanie.



Rozlana herbata zostawia trwały ślad na surowym drewnie. Dobrze się dzieję. Choć ślad układa się w znak krzyża!


Macie muzę na starty i końce.


sobota, 26 marca 2011

Chuda - zjadliwa, Niezdarna - już tłusta

Stanisław Grochowiak

"Zaproszenie do miłości (I)"

Masz być półsenna Teraz masz być siwa
Przy młodej twarzy to będzie jak gołąb
Masz być napięta Tylko z twarzą gołą
Którą blask wznieca to znów cień obmywa
Masz być o świcie Teraz masz być bosa
Przez szron biegnąca jak przez niski ogień
Masz być zbłąkana Wciąż myląca drogę
Jak dym przyziemny lub sarna w zakosach

Masz być zgoniona Teraz masz być stara
Drepcząca w kółko z różańcem przy ustach
Chuda - zjadliwa
Niezdarna - już tłusta
W peruce
W chórze
W gniewie
W okularach
Idę do ciebie przez zbutwiałe sny
W ciżmach z ołowiu -- w koronie ze rdzy


Bo Grochowiak był mistrzem.
ps.zainspirowany I.Bo.

środa, 23 marca 2011

Interleave

I jest tak ciepło, kiedy patrzę przez szybę w tramwaju i zamrożonych ludzi nie widzieć mi dane. I tak się fajnie składa perspektywa i widzę całe to miasto pod powiekami zielone.I jest tak ciepło w tą równonoc wiosenną, kiedy spacery urządzam nocne. I tak ciepło, że trencz rozpinam i koszulką świece. I tak ciepło przemykam gdzieś po uliczkach, w pustych tramwajach zaszywam się w krześle. I kiedy tak patrzę to cieszę się że jestem, że dane mi poznać jest EKG tego miasta. I jest tak ciepło gdy nocą włóczę się po mieście. W skroniach czuję tętno, pot spływa po plecach, a ja siedzę na zsypie kolejowym, w tę noc ciepłą i już czuję że blisko. Że nagość niedługo w naszych domach zagości...

tak łatwo uzależniam się od piosenek.


Modysta dziś zaszył się w krześle.






ps. widziałeś miłość?

poniedziałek, 14 marca 2011

Frank szwajcarski

...Ponoć miał już tę knajpę miesiąc temu skończyć. Remont zaczął i końca nie widać, a tu okoliczność się zbliża, święta nadciągają, co wróżą wzrost liczby par na mieście. I dostatek i dobrobyt zagości, lęgnąć się będą pieniążki w kasie szuflady, a On sam będzie je doglądał i dotykiem ręki karmił...Święto to walentynki, łatwo się można ustawić, choćby na miesiąc, na prostą wyjść, na zero wyjść, a jakby jeszcze coś udało się z tego zarobić, to zawsze złotóweczka się na coś przyda.
Ale knajpa nie skończkona, rusztowanie stoi, murarza ani widu ani słychu, pustka zupełna. Ponoć dokończyć nie może bo się kasa skończyła, pracownik zastrajkował, czy zaległe wpłaty na konta niedokonane, ratę w banku trzeba spłacić, oddać co się zabrało. A złotóweczka niestabilna, a tu kredyt we frankach szwajcarskich. To pół Polski pod zastaw taki los wybrało, maklerami się nagle wszyscy stali. Akcję, wachania, nastroje śledzić zaczęli. Bankowość już mają w małym paluszku. I po kolei sobie żyły prują, gdy wzrost złotóweczki choć tyci zarejestrują.
W poprzednim ustroju to dolar wyznaczał trendy, tym razem zmieniliśmy walutę na franka! a złotóweczka jak w portfelu jest, tak była i chyba raczyć szybko go nie opuści.

Modysta mówi...Tulipany i SPACER
na SPACER tylko tak!

from: thesartorialist.blogspot.com


Kwiaty mojej Mimi, na regale, w dzbanie na wode.







ps. -słyszałeś...? -WIOSNA!

środa, 23 lutego 2011

przedział 24-35

Dziś oszalałem...wypełniając ankietę sklasyfikowano mój wiek jako przedział 24-35lat.
Nie rozumiem, wszak poprzedni przedział zamykał okres TYLKO pięciu lat,natomiast ten mój w sekundę umieścił mnie w jednym koszu razem z trzydziestolatkami.
Czy tak odbierają nas ludzie? Zapewne nie, natomiast biurokracja to już coś innego. Tam nie ma przebacz, nie ma taktów i nietaktów. Są za to suche fakty i proste schematy, które nakładają nam łatkę i oceniają, tworząc naszą wirtualną postać, wirtualne życie, gdzieś w kartotekach i dyskach twardych superkomputerów. Już nie jestem Gustawem, Gyrosem, baaa nawet nie jestem Grzegorzem! Jestem numer "ileśtam", trzydziestolatkiem z dużego miasta, zadowolony po części ze swojej pracy, płacący podatki, żyjący w wynajętym mieszkaniu...
CHCIAŁBYM ZNIKNĄĆ ZE WSZYSTKICH KARTOTEK ŚWIATA...dość egzystowania jako numer!
Mam ochotę spalić dowód, upozorować swoją własną śmierć i żyć bez przymusu robienia tych wszystkich papierkowych rzeczy.


Modysta mówi: Bądź sobą a będą Cie Kochać!
I taki trend na wiosne...uff dobrze że mam takie jeansy!


photos from thesartorialist.blogspot.com

wtorek, 22 lutego 2011

-15

nie chce mi się pisać na blogu...może to te minus piętnaście a może brak weny...

nie wiem...
ale obiecuję że się poprawie i coś skleję- mocnego!
a teraz link!



MOdysta mówi:
VOGUE!!!!!

niedziela, 13 lutego 2011

whispering wind.


Wczoraj miasto się relaksowało. Może tylko na Staszica, a może w całym Poznaniu, panowała atmosfera wyciszenia. Zza okna nie dochodziły do mnie żadne odgłosy. Trwałem zaklęty gdzieś w chwili i uwierzyć nie mogłem. Długo nie zwlekałem, ubrałem się, zabrałem psa i pobiegłem na zewnątrz. Jeżyce spały. Żywej duszy na dworze, brak odgłosów z imprezy organizowanej w ramach soboty. Brak samochodów przecinających światłami to zastygłe powietrze. Brak sikających po bramach żuli. Brak nocnych wędrowców zdążających do nocnego sklepu ulokowanego pod moimi oknami.
Taka nieznośna cisza. Z oddali nie dochodziły do moich uszu nawet odgłosy przejeżdżającej karetki, bądź innych służb uprzywilejowanych. KOMPLETNIE NIC.
Miasto zwolniło na chwilę i dało się poczuć to co można czujemy w letnie dni, kiedy to trwa jeszcze noc ale na horyzoncie już powoli widać zbliżający się wschód słońca. Wtedy też trwa taka wyczekująca cisza i pewnego rodzaju przygotowywanie się na nadchodzący dzień.
Wczoraj czuć było lato. Może nie w tak namacalnie, ale metafizycznie.

MODYSTA MÓWI:
Klasyka zagościła u mnie na dobre. I choć czasem spotkasz mnie z zielonych dresach, za dużym szalu i rozwiązanych butach, to jednak marynarka, klasyczne spodnie, oraz buty vintage od których jestem uzależniony częściej goszczą na moim ciele!
A dzisiejszą galerie sponsoruje thesartorialist.blogspot.com i smaczki jakie udało mi się tam wyłapać.
ENJOY!










ALL from thesartorialist.blogspot.com
ps.lubię kłamać na zawołanie.

czwartek, 10 lutego 2011

ten krzyż kosztuję 159złotych.

Tak łatwo jest umrzeć w samotności! bo nie trzeba nikomu w twarz patrzeć.
Trochę to egoistyczne i trochę słabe, a tak wielu wybiera taką właśnie drogę...

Modysta mówi: JEST SZTUKA!
Odkryłem Pana...może lepiej późno niż wcale, wszak osoba już z bogatym dorobkiem i doświadczeniem jeśli chodzi o art.Krzysztof Wałaszek, bo o nim mowa, uzyskał dyplom na Wydziale Malarstwa, Grafiki i Rzeźby PWSSP (obecnie ASP) we Wrocławiu w 1989 roku. Jest wykładowcą na Wydziale Malarstwa i Rzeźby tej uczelni – prowadzi zajęcia z rysunku. Posługuje się różnymi technikami plastycznymi. W jego pracach ważną rolę odgrywa tekst. Podejmuje w nich tematykę współczesnej komercjalizacji życia społecznego oraz spłycenia czy wyczerpania takich pojęć jak wiara, patriotyzm czy rodzina.





KOCHAM WAS

wtorek, 8 lutego 2011

tylko.

Na wirtualnym szlaku się droczyć będziemy...
że za późno spełniamy swoje marzenia
że kroczyć nam jest fajnie tą samą ścieżką
, lecz zginąć razem to już nie wypada
i ciągle to wino nam sączyć razem trzeba.
papierosy palić na parapecie w kuchni,
dawno już wrzosy poschły w donicach
kłucić się nie trzeba choć diabeł kusi
w odmętach pamięci toczyć dla Ciebie będę
ołtarz z odłamków naszych wspomnień wspólnych
a wyznacznikiem będzie tylko uczucie
co trwać zapragnęło choć mu nie kazano
i jeszcze ci podam herbatę do łóżka byś nie zapomniała, że wciąż cię kocham.


po winie się słaniam
dla was

poniedziałek, 31 stycznia 2011

third sight

Trzy Stopnie wtajemniczenia...
-na śniadanie i poranne kłótnie, gorzkie żale i brak cukru w kawie,
-na spacer w mroźny, mglisty dzień, kiedy słyszy się orszak dzieci wyrwanych z gehenny instytucji, widzi się poblask świateł drogowych, czuje wilgoć na powiekach i nie otwiera się oczu, bo to za łatwe...
-na niekończące się nocne upojenia, zatracanie się w miejscach które znają Twoje złe strony, rzucanie się w objęciach miasta, które nie dosypia.






śwęty józefie, żłobie święty

W ramach wizyty u mojej siostry pozwoliłem sobie pożyczyć książkę, jak się okazało niskich lotów...Chodzi mianowicie o "Sex w wielkim mieście" i o fakt, że tym razem książka nie dorasta ekranizacji do pięt.Chaotyczna, miałka i niedająca się czytać.
Ale nie to jest najgorszym faktem. Książka zakupiona z gazetą Oliwia i to jeszcze za 9.99zł nie mogła okazać się fenomenem, wszak bestselerów do takich "magazynów" nie dokładają, ale seria "literatura w spódnicy" całkowicie mnie zabiła.
Na początku zastanawiałem się czy wypada mi czytać ową serie, bo ani ja spódnicy nie nosze, ani literaturą, tego nazwać nie można.
Ludzie niepewnie spoglądali na mnie, szukając rąbka falbanki wydobywającej się z pod i tak krótkiej kurtki. Spodziewali się może mini, ale jednak w końcu dawali za wygrana i odwracali głowę w ogólnym zdystansowaniu.
Myślcie, że będąc mężczyzną, zakazanym faktem jest czytanie tzw. serii dla kobiet?
Czy muszę czytać tylko kryminały, bądź "przegląd sportowy"?
Niepokojąca jest ogólnie cała ta seria. Większość kobiet chyba jednak jest za pewnym równouprawnieniem a seria "...w spódnicy" wyjątkowo sprowadzają rolę kobiety w pewne ramy.
Nie dosyć, że szufladkuje kobiety już na starcie, to jeszcze przydziela im tzw. literaturę niższa: romanse, komedyjki etc...
Przecież wiele z Was, czyta bardzo dobre książki, które bardzo często pożyczam przy okazji kawy:).
Dlaczego więc gazety w stylu:Tina, Pani Domu czy inna gospodyni, promuję wydawnictwo i uwłacza kobietą w ten sposób?
Na to pytanie nie mogę odpowiedzieć...Wiem jedno po przeczytaniu bodajże trzydziestu kartek wycipiłem dziadostwo w róg i niech wyje.


Modysta mówi: Bądź konsekwentny!
Luty poświęcam kreatywnej pracy. Odpuszczam szaleńcze balansowanie na granicy trzeźwości i upojenia, oraz odstawiam na kilka dni alkohol. Aktualnie to cztery dni, ale z racji iż od grudnia codzienne serwowałem sobie małe bądź większe procentowe smakołyki, to DUŻO!
Jestem umówiony na co najemniej trzy sesję...No i natchnęło mnie w tramwaju przecież. Śmiem nawet twierdzić, że jeśli uda mi się cały ten namaszczony w komunikacji miejskiej projekt, wybiorę się na wiosnę do Miejskiej Górki na pielgrzymkę. Może samochodową, ale jednak pielgrzymkę:)
i coś ładnego na koniec!




piątek, 21 stycznia 2011

Storczyk

Dzisiaj podsłuchałem jak jedna kobieta mówiła:"...jest taka zima, że jak wylejesz wrzątek od razu zamarza...". Trochę się przestraszyłem, wszak mówiła z takim przejęciem jak co najmniej za dwa dni miałby dojść do nas owy front...

Ale do rzeczy. Cudowny storczyk, który pół zimy stał w chłodnej kuchni na lodówce, chyba wystarczająco wymarzł, aby w końcu po rocznej abstynencji, zakwitł.
Moja mama powiedziała:"Zafunduj mu szok".
A więc ja funduje. Storczyk aktualnie znajduję się w SPA. Przy piecu, podlewany zraszaczem i moczony w wodzie, dokarmiany dożylnie nawozami, konserwantami i innymi podłościami, zmuszany jest do wypuszczenia pędu kwiatowego, co oczy ma łasić me przez długie tygodnie.
I stwierdzam, że z nim jak z człowiekiem.
Kiedy wynudzi się zalegiwaniem w domu. Kiedy kołdra i łóżko przestają być najważniejszą rzeczą w jego egzystencji, nagle wybucha.
Pęd kwiatowy wypuszcza i moczy gębę bynajmniej nie w wodzie, ale wódzie(bądź innym napoju alkoholowym), trwoni pieniądze, obiega miasto wzdłuż i wszerz, chwaląc się pięknym przyrodzeniem, które chwilowo pokazać może w pełnej okrasie...
A może lepiej było by cały czas żyć sprawiając sobie przyjemności? Chyba za krótko tu jesteśmy by z czego rezygnować i wyrzekać się wszystkiego, bo na starość zostanie nam tylko zgryźliwość i ból pleców.

Modysta mówi:
rozkwitnij na zimę !

środa, 19 stycznia 2011

TO JA!

To o Mnie...odrzucam rękawice i wykładam karty na stół.

-przyleciałem z kosmosu, by pocieszać ludzi...
-oceniam ludzi po wyglądzie
-nigdy nie zwracam uwagi na imiona i nazwy miejscowości w książce. Najczęściej jest to dla mnie zlepek liter, których nie potrafię potem razem wymówić.
-do ok.18-tego roku życia babcia kupowała mi gumę rozpuszczalną, w obawie że ta "do żucia" cytuję:"stanie Ci na dołyszku", czyt. żołądku.
-jak żuję już gumę to wciągam balony do środka
-pochodzę z Gostynia, ale jestem Poznaniakiem.
-przerysowuje fakty. Jeśli opowiadam jakąś historie, dziel przez dwa, bądź cztery
-nie rozumiem interpunkcji
-bardzo lubię swoja pracę
-nie mam wyższego wykształcenia
-mam taką schize liczenia, zanim dojdę do celu, bądź zakładania się z rzeczami np. przejdę przejściem podziemnym, nim jakiś tam samochód dojedzie do zakrętu.
-podsłuchuje ludzi w tramwaju.
-nie używam mp3
-uwielbiam stare słowa, stare przedmioty etc.(od dziś słówko wielbie:bisurmanić)
-doskonale władam gwarą wielkopolską
-zmieniam styl co 3 miesiące, koncepcje na siebie co miesiąc, zdanie co chwile
-boje się swoich snów
-żyję w ciągłym śnie, a podczas snu myślę, że to jawa.
-przechodzą na czerwonym świetle.
-przestrzegam wiele staromodnych zasad
-cenie moją rodzinę
-bardzo lubię wino wytrawne
-jestem idealistą
-lubię wędrować po Poznaniu...-Dragon .
-w cudzych domach uwielbiam kuchnie...
-śpię w pozycji embrionalnej, bądź jak w trumnie
-kocham Grochowiaka i
-papierosy w oknie
-mam psa
-bryluje w towarzystwie
-ulubione kanały to Zone Europa i TVP Kultura
-sikam bez trzymanki



-aha i żyję w swoim własnym świecie marzeń i jestem męczennikiem swojej epoki

Moby towarzyszył mi przy wszystkich ważnych momentach w życiu.


a to Ja na co dzień i od święta!