my own privet Idahoo

my own privet Idahoo

sobota, 28 maja 2011

Pamiętasz....cz II

.....Siedziałem wtedy na ryczce, z której tak łatwo można spaść i rozbić sobie brodę. „I kto z Tobą wtedy pojedzie do szpitala?”.I jeszcze dziś jak myłem tą lampę w kuchni, pamiętasz? Też to słyszałem. Dziesięć minut wcześniej przybył tata. Odpoczywał teraz na krześle przy stole. Czekał aż zagotuję się woda na kawę. Malował wtedy w zeszycie, takim starym, z drugiej szafki od lewej, z żółtymi kartkami i szara okładką, kobietę i łabędzia. Na ten sam wzór. Raz namalował panią, z bujnymi lokami i pełnym biustem. Wstydziłem się wtedy. Raz malował łabędzia. Z długa dostojną szyją, zamyślonego...pięknego ptaka. Wiem, że zmieniał tylko parę kresek i już opowiadał inna historie. O dziewczynie z lat jego młodości, albo o młodych co na jeziorze tej wiosny się wylęgły. Że mnie weźmie i pokaże, a jak się wychyle to zobaczę gniazdo,”byle bym do wody nie wlecioł”. Że są całe czarne i brzydkie jak z tej bajki, ale ich matka po toni pływa dumnie, wie przecież ona, że wyrosną z nich ładne dzieci. Dziadek siedział wtedy przy stole i strugał jabłko.


no i zawsze mam nadzieje, że z każdego da się zrobić człowieka. W najprostszym tego słowa znaczeniu.


















dobre słowa:"znam słowa które jak atropina rozszerzają źrenice oczu"mej siostry.

czwartek, 26 maja 2011

pamiętasz....

...Pamiętam te wakacje u babci, na wsi, ta sielanka. Jak w środku dnia coś wbrew porządku zrobić musiałem. Ta kąpiel w południe, co nie zwiastowała, ani ciepłej piżamy, ani kakao z rondelka. Takie sypane, gorzkie. Co dwie łyżeczki się sypie do kapki mleka w kubeczku i na końcu wlewa do gorącej kipieli. Spodnie włożyć musiałem na umyte ciało, co przyjemne nie było i wbrew zasadzie. Do miasta jechaliśmy, do lekarza zapewne, nie pamiętam. Poważne sprawy w oczach dziecka to jak w upał mama miała odświętną spódnice. Pamiętam te wakacje u babci, jak opuścić musiałem swój azyl w południe. Ten kokon dziecięcy, nienaruszony. Te ściany w malowany wzorek, nie w tapetę. Piec kaflowy, co wtedy w lipcu tak fajnie chłodził, jak plecami się o niego wsparłem. W domu zawsze pachniało kapustą. Kiszoną kapusta w aluminiowym garnku gotowanej, z pyrkami i na blasze. Tak gorąco wtedy w kuchni było. Otwarte okno nie pomagało. Pamiętam ten czas u babci i mieszkanie, gdzie nigdy "nie ściągajcie butów, bo przecież podłogi nie myłam" i zapach i zegar i wazon ze złotą różą na szafie. Stare radio na fale UKF, choć wtedy nie wiedziałem co to znaczy. Telewizor co strzelał jak się go włączało i na oknie zasunięte story, gdy film sensacyjny leciał.
Pamiętam tak dobrze ten czas i dzieciństwo, bardzo niewinne i wręcz idealne.

Tak dużo rozmawiam z ludźmi i ciągle nie wierze, że miałem tak dobrze.









ps.Mamy tak dobrze, bo mamy siebie.

środa, 25 maja 2011

Charlie Parker is a GOD

To był długi miesiąc.
Zmieniam prace.
Nie mam gazu tydzień.
Kocham Dragon.

Ile trzeba wyciskać życie, by dostać się do jego esencji. Możliwe, że już się to stało, a ja po prostu nie zauważyłem. Może nie ma już co odnajdywać....No przecież jest ZAJEBIŚCIE!



ALL ABOUT JAZZ
Charlie Parker is a GOD!


Modysta mówi...
załóż dżinsowe szorty...wywiń je centymetr...słomkowy kapelusz...okulary na nos...i koszula w paski...
Świat ponoć czeka zawsze za rogiem.







ps będę pisał. I JUŻ.