my own privet Idahoo

my own privet Idahoo

sobota, 28 maja 2011

Pamiętasz....cz II

.....Siedziałem wtedy na ryczce, z której tak łatwo można spaść i rozbić sobie brodę. „I kto z Tobą wtedy pojedzie do szpitala?”.I jeszcze dziś jak myłem tą lampę w kuchni, pamiętasz? Też to słyszałem. Dziesięć minut wcześniej przybył tata. Odpoczywał teraz na krześle przy stole. Czekał aż zagotuję się woda na kawę. Malował wtedy w zeszycie, takim starym, z drugiej szafki od lewej, z żółtymi kartkami i szara okładką, kobietę i łabędzia. Na ten sam wzór. Raz namalował panią, z bujnymi lokami i pełnym biustem. Wstydziłem się wtedy. Raz malował łabędzia. Z długa dostojną szyją, zamyślonego...pięknego ptaka. Wiem, że zmieniał tylko parę kresek i już opowiadał inna historie. O dziewczynie z lat jego młodości, albo o młodych co na jeziorze tej wiosny się wylęgły. Że mnie weźmie i pokaże, a jak się wychyle to zobaczę gniazdo,”byle bym do wody nie wlecioł”. Że są całe czarne i brzydkie jak z tej bajki, ale ich matka po toni pływa dumnie, wie przecież ona, że wyrosną z nich ładne dzieci. Dziadek siedział wtedy przy stole i strugał jabłko.


no i zawsze mam nadzieje, że z każdego da się zrobić człowieka. W najprostszym tego słowa znaczeniu.


















dobre słowa:"znam słowa które jak atropina rozszerzają źrenice oczu"mej siostry.

2 komentarze: