my own privet Idahoo

my own privet Idahoo

sobota, 13 sierpnia 2011

Metamorfoza głównego bohatera .

Zgłaszam nadużycie, bo życie się mi przejadło. Bo trąci sadłem i słoniną gdy bekam. I gdy liczę na coś to czas ucieka, a ja zwlekam. Aha i jeszcze zgłaszam nadużycie, bo bez majtek mi ktoś po chacie lata. Ja protestuje. Dziś już jestem porządny.
Nie mam zarostu i włosa siwego na skroni, ni słychu, ni widu. Oddech jest już świeży, poranna rosa obmyła mi stopy.
Podryw czas zacząć. Fryzurę żelem zwilżyć i kuleczkę pod pachę użyć. Ręce me czyste, przejrzyste spojrzenie. Ja dzisiaj jestem Twoim marzeniem. Twoją marą i spełnieniem. Że pucharek się sam napełnia jak się zjawiam. Szał cipek i spierzchnięte usta. Głowa po seksie pusta i sto numerków na raz.
To wszystko się w mej głowie roi i dzieli i mnoży. Bo miasto musi uważać, trzeba ostrzeżenie wysłać i aha zgłosić nadużycie, bo znów troszeczkę przedawkowałem życie. Za kołnierz wylewałem alkohole, ekscesy i poranne kłamstwa.
Dziś nożem odcinam to wszystko, dziadkową brzytwę do golenia w ręce chwytam i skrobie te brudy i nieudane próby. I wszystko pod strumień wody wkładam, spłukuje je dzisiaj, ten czas nieczysty i spojrzenie zamglone.
Że żartów już nie ma. Znowu kocham życie. Me wymalowane oko, dziś świeci się wyśmienicie. Samice wabi, w swe progi zaprasza. Jednym mrugnięciem dziś wygrywam BAL, i loterie fantową. Co los jest za złotóweczkę i główna nagroda rower, albo mikser znanej i lubiane firmy Klatronik. Dzisiaj mam stronnicze włosy i u boku owieczkę i...warkocz. Dziś jem tylko sushi. Popijam polopiryną, żal dziś ona zdusi. Że wydam fortunę, ale za to porucham. Kwaśna będzie to skóra, lepka i znoszona. Narkotyczna żona. O spojrzenie me prosi. Chyba z niej czas zrezygnować, znaleźć nowy cosik, jakąś świeżą cipkę. Czas zwęszyć zwierzynę.
Jak zaklęty z szafy ubrania wyrzucam, piastuję żelazko, do tkaniny rozgrzaną blachę przykładam i masuję koszulę. Z najdroższej bawełny. Z jedwabiem i ze złotą nicią i z niedostępnym składnikiem np. gównem jakiejś małpy, albo skrzydłem muchy co dwa dni żyję i zdycha i złapać ją można tylko po północy, gdy śpi.
Dziś me ciało zdobi wyjątkowość. Tkanina z Dubaju i Arabii Saudyjskiej. Przez Syberię i RPA sprowadzane, by było najdrożej jak się da. Bo dziś ja szukam żony. Krasny się żeni.
Jeszcze tylko ręce do pacierza składam i sam do siebie się modlę, bo Bogiem nagle się stałem. I już mam naprędce modlitwę i litanie i dni święte w kalendarzu zaznaczone na czerwono. Świat jak Magdalena me stopy myje, paznokcie przycina i za uchem drapie.

Chwila telefon. Aa taksóweczka, za kierką sam Chrystus, do Tanga mnie dziś prosi.

A ja w zęby róże wkładam i daję się porwać.








Ps. Muzycznie dziś PRINCE I KINGS OF LEON.....tyle że wykonuje Królowa.(tylko jedna)
no i z Glastonbury....ale to tylko tak do informacji.

1 komentarz: