my own privet Idahoo

my own privet Idahoo

piątek, 26 sierpnia 2011

świt.

Jest taki czas. Taka pora roku. Takie odczuwanie. Specyficzny smak powietrza.
Jest taki okres, kiedy wybudzić się nie można.
Kiedy wędruje ulicami o szóstej rano, miasto jeszcze śpi. Kot leniwie wychyla głowę z bramy, niepewnie jeszcze, obserwuje moje kroki. Gdzieś powoli rozchyla ktoś rolety, otwiera okna. Kamienice leniwie patrzą gdzieś przed siebie.
Jeszcze nikt się nie spieszy. Wtedy gdy spaceruje czuje ekscytacje. Dziwny dreszcz mi przechodzi po plecach, pojawia się mrowienie w stopach.
Jest taki czas, kiedy poranek jest rześki i chłodny, choć w południe będzie trzydzieści stopni. Kiedy drzewa przygotowują się pewnej zmiany. Kiedy życie powoli wyhamowuje.
I choć trwa jeszcze lato, a my jesteśmy dorośli, to ciągle kręci mnie w brzuchu na myśl o pierwszym września.

środa, 24 sierpnia 2011

Z łańcuszkiem na szyji....

....Dziewczyna charakteryzowała się tym, że miała pofarbowane na żółty-blond włosy z odrostem po całości. Upięte one były od połowy, a grzywka wyglądała jak grzebień i to ten z grubymi zębami, przyklejony do płata czołowego i ukazujący w szczelinach pozatykane pory. Lecz Krasny o tym nie wiedział. Nie widział tego. Na pierwszy rzut oka coś mu nie grało. Ale figurę miała niczego sobie. Fajna dupa, sobie pomyślał i bezwarunkowo zanurkował spojrzeniem w jej biuście. Bluzka była typu pół-golf z wyciętym kawałkiem w kształcie rombu, który odkrywał rowek, miejsce styku dwóch półkul biustowych, które Krasny tak kochał. Nie patrzył jeszcze na twarz, zamierzał to zrobić dopiero gdy znajdzie się w odległości takiej, że za beztroskie pływanie w jej cyckach mógł oberwać.
Anna. Tak miała na imię. Poznali się na jakiejś imprezie pracowniczej. Ona przyszła z kolegą, z którym pracują razem na dziale: kredyty biznesowe. Już wtedy wydawała mu się atrakcyjna. Nie zamienił wprawdzie z nią ani jednego słowa wtedy, ale spódnica mini, która była ciut za krótka jak na okoliczność, przyciągała go niczym czerwona płachta byka.
Zupełnie dobrze, że udało nam się w końcu spotkać, wyseplenił jak poparzeniec, szybko orientując się, że spociły mu się ręce, czoło i plecy, oraz trochę ciaśniej zrobiło mu się w spodniach, wszak był już na tyle blisko, aby dostrzec te dwa okazy w całej krasie.

A potem nie było już NIC. Każde jej słowo, niszczyło obraz, który wygenerował się w jego głowie. Już wszystko wyschło i ręce i czoło i plecy, w majtach się poluzowało, a myśli Krasnego skumulowały się tylko na jednym, na ucieczce! Już nawet obadał gdzie jest toaleta, żeby znaleźć jakąkolwiek wymówkę aby odejść od stolika i zwiać.
Jej usta zamykały się i otwierały kalając jego umysł. Mózg przypominał już gąbkę, ale kodował i kodował. Skanował jej zachowanie i gestykulacje dłoni, programował i zapisywał na dysku twardym kory mózgowej, jej słowa, spację i oddechy. Wszystko po to, aby w przyszłości ustrzec się owych postaci, wyciągniętych wprost z Dupowic Wielkich, z dalekiego wschodu Polski, z domu z dykty i gliny.
Obiecywał sobie że do końca życia nie zapomni jej wywodu, jej monologu i jej dialogu z samą sobą. NIGDY. Zapamiętał go i odtwarzał co jakiś czas, aby ustrzec się kobiet jej pokroju, z owłosiona cipeczką i odrostem, który nagle jako pierwszy staję przed jego oczami, kiedy o niej myśli.
A brzmiała Ona tak....cdn.






LUBIE TO!

sobota, 13 sierpnia 2011

Metamorfoza głównego bohatera .

Zgłaszam nadużycie, bo życie się mi przejadło. Bo trąci sadłem i słoniną gdy bekam. I gdy liczę na coś to czas ucieka, a ja zwlekam. Aha i jeszcze zgłaszam nadużycie, bo bez majtek mi ktoś po chacie lata. Ja protestuje. Dziś już jestem porządny.
Nie mam zarostu i włosa siwego na skroni, ni słychu, ni widu. Oddech jest już świeży, poranna rosa obmyła mi stopy.
Podryw czas zacząć. Fryzurę żelem zwilżyć i kuleczkę pod pachę użyć. Ręce me czyste, przejrzyste spojrzenie. Ja dzisiaj jestem Twoim marzeniem. Twoją marą i spełnieniem. Że pucharek się sam napełnia jak się zjawiam. Szał cipek i spierzchnięte usta. Głowa po seksie pusta i sto numerków na raz.
To wszystko się w mej głowie roi i dzieli i mnoży. Bo miasto musi uważać, trzeba ostrzeżenie wysłać i aha zgłosić nadużycie, bo znów troszeczkę przedawkowałem życie. Za kołnierz wylewałem alkohole, ekscesy i poranne kłamstwa.
Dziś nożem odcinam to wszystko, dziadkową brzytwę do golenia w ręce chwytam i skrobie te brudy i nieudane próby. I wszystko pod strumień wody wkładam, spłukuje je dzisiaj, ten czas nieczysty i spojrzenie zamglone.
Że żartów już nie ma. Znowu kocham życie. Me wymalowane oko, dziś świeci się wyśmienicie. Samice wabi, w swe progi zaprasza. Jednym mrugnięciem dziś wygrywam BAL, i loterie fantową. Co los jest za złotóweczkę i główna nagroda rower, albo mikser znanej i lubiane firmy Klatronik. Dzisiaj mam stronnicze włosy i u boku owieczkę i...warkocz. Dziś jem tylko sushi. Popijam polopiryną, żal dziś ona zdusi. Że wydam fortunę, ale za to porucham. Kwaśna będzie to skóra, lepka i znoszona. Narkotyczna żona. O spojrzenie me prosi. Chyba z niej czas zrezygnować, znaleźć nowy cosik, jakąś świeżą cipkę. Czas zwęszyć zwierzynę.
Jak zaklęty z szafy ubrania wyrzucam, piastuję żelazko, do tkaniny rozgrzaną blachę przykładam i masuję koszulę. Z najdroższej bawełny. Z jedwabiem i ze złotą nicią i z niedostępnym składnikiem np. gównem jakiejś małpy, albo skrzydłem muchy co dwa dni żyję i zdycha i złapać ją można tylko po północy, gdy śpi.
Dziś me ciało zdobi wyjątkowość. Tkanina z Dubaju i Arabii Saudyjskiej. Przez Syberię i RPA sprowadzane, by było najdrożej jak się da. Bo dziś ja szukam żony. Krasny się żeni.
Jeszcze tylko ręce do pacierza składam i sam do siebie się modlę, bo Bogiem nagle się stałem. I już mam naprędce modlitwę i litanie i dni święte w kalendarzu zaznaczone na czerwono. Świat jak Magdalena me stopy myje, paznokcie przycina i za uchem drapie.

Chwila telefon. Aa taksóweczka, za kierką sam Chrystus, do Tanga mnie dziś prosi.

A ja w zęby róże wkładam i daję się porwać.








Ps. Muzycznie dziś PRINCE I KINGS OF LEON.....tyle że wykonuje Królowa.(tylko jedna)
no i z Glastonbury....ale to tylko tak do informacji.

czwartek, 11 sierpnia 2011