my own privet Idahoo

my own privet Idahoo

czwartek, 20 maja 2010

Staszica


...Pies nie sra, chodzą żule, wszędzie naokoło. Wszystko już zebrali, butelki, puszki, makulature, martwy naskórek. Zabiorą ci wszystko. Nie ma brudu na świecie, oni są ich siedliskiem. Już wydaję mi się, że oni nigdy się nie myją. Cyrkowy karawan, ale w kolorach black and white. Nie ma już nic na tej ulicy. Resajkling świata. Skupione wszystko co się da przetworzyć, zamienić, podłożyć. Totalny rozkład na atomy, na cząsteczki pierwsze, na wodór, na ropę. Kiedy ich widzę już nie chce stosunków społecznych, nie chce kolejek na poczcie, w banku, w urzędzie, w kolędzie. Mam dosyć obcowania, społeczeństwa demokratycznego, komuny ludów. Nie obligują mnie nazwy, terminy, zgrupowań, kółek różańcowych, malej katechezy. Już nie chce stosunków seksualnych, analnych, wszystko to już tylko na recajkling, na skup prezerwatyw używanych. Już wszyscy uprawiają sex, wszędzie, w windzie, na stołach, w telewizjach panoramicznych, w ekranach LCD. To ja nie potrzebuje, ja odcinam się, kładę kawę na ławę, zero.
W moim świecie nie potrzebuje penisa, tylko taką wkładkę plastykową, co by się lepiej spodnie układały, no i może z 3 kilo więcej, ale w dupie, żeby tak bezboleśnie przeteleportować się do rozmiaru dżinsów 31 i mięć możliwość, choćby zmierzenia, 99% par spodni na świecie. Z moim 28' ciągle zostaję mi dział damski. No i jeszcze chcę tę bluzę i te spodnie, ale i bez tego umrę.

2 komentarze: