my own privet Idahoo

my own privet Idahoo

poniedziałek, 13 września 2010

September....not issue.

Jest wrzesień.
Nie chce pisać, iż wróciła właśnie na dobre proza życia, wszystko się normuje, ludzie na przystankach znów mają swoje srogie mordy, a lamenty nad odchodzącym latem słyszy się częściej niż Davida Guette w featuringach!
Jesień zabija mnie, gdy zamyka się ogródek w Dragonie, jednak przenosi mnie do wnętrza, które w tym okresie staję się najpiękniej pachnącym pubem w mieście.
Jesień zabiją wszystkie paskowe printy w mojej szafie i na rok strąca słomkowe kapelusze w czeluście tartaru. Jednak daje mi w nagrodę September issue, zalewa sklepy milionami przecudnych rzeczy, a kolekcję zimowe tysiąc razy bardziej fascynują mnie niż letnie.
Jesień zabija plener, koncerty gdzieś na plażach( sztucznych czy prawdziwych), pikniki w parku, czy piwo na ławce. Powraca jednak życie w clubach. "Fashion shows" na przełomie września i października, rodzi się na nowo. Mnóstwo pokazów i wernisaży, rozkwita w miejscach, które być może zmienią się w kultowe.

Gdzieś na peryferiach świata, gdzie nagromadzone magazyny stają się skarbnicą krzyżówek na długie zimowe wieczory, gdzie weka w piwnicach rwą się do otwarcia i szarość ugaszcza się w ogrodzie, jesień naprawdę wydaję się końcem wszystkiego.
Jednak w mieście ta pora roku jest kulturalną wiosną.
Czekam na to wszystko zniecierpliwiony. Jestem na prawdziwym głodzie wernisażowym, żądam kultury, oświaty słowem i czynem.

Na Staszica dojrzewa kasztan i jedyna ostoja zieleni na tej ulicy umiera. Ja sadzę wrzos na parapecie w oknie i serce me roście.


WIWAT KLASYKA, WIWAT ZAMSZ, WIWAT SZAROŚĆ WIWAT WSZYSTKIE STANY!
Takim teraz będę, z kwiatem w butonierce, szarej marynarce i dziadkowych spodniach. Zamszowych butach za kostkę, skradzionym z szafy nauczycielowi historii, meloniku i pewnej dozy męskich uczuć, wprost z lat 20.
Przyszłość maluje akwarelami. Może coś z tego będzie. Może zaczynam naukę.





Dziś przymierzyłem swój płaszcz(pierwszy raz w tym sezonie) i kurewsko chce iść na grzyby!

6 komentarzy:

  1. Cieszę się, że Cię nie zobaczę tak ubranego, bo wszystko co dodałeś jest, mimo całej mej miłości do Ciebie, przeobrzydliwe. Pierdol trendy, a kapelusz słomkowy niech towarzyszy śmiesznemu płaszczykowi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fetyszuu nieee musze być taki, to nie treny to gyro.

    OdpowiedzUsuń
  3. a zreszta pewnie po miesiącu i tak mi sie znudzi, jak z wszystkimi moimi fascynacjami modowymi.

    OdpowiedzUsuń
  4. jak ma się znudzić to rzeczywiście chodźmy na grzyby :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też nabrałm ochoty na stonowane kolory, szarośći, po tym kolorowym lecie..

    OdpowiedzUsuń