my own privet Idahoo

my own privet Idahoo

wtorek, 7 kwietnia 2015

Tańczę, tańczę, tańczę...

      Wiruje gdzieś pod niebem, zawieszony na niewidzialnej pętli. Nogi podciągam do klatki piersiowej i niesiony siłą odśrodkową nabieram jeszcze większej prędkości. I kręcę się i lecę. Napędzam sam siebie od środka i odpycham rękami od wyimaginowanej ściany.
Ciągle z myślami spóźniony i już dawno po czasie z każdym obowiązkiem, nabieram prędkości by nadgonić to czego nadrobić się nie da. No, a ja tak bardzo chce!
Więc pędzę, wiruje mi świat przed oczami. Zakręca się horyzont. I jeszcze i jeszcze, i dalej i dalej. Odpycham się ze wszystkich sił jakimi dysponują moje długie ręce. Muszę być szybciej, nadrobić to co zapomniałem wczoraj, nadgonić choć jeden dzień, jedną godzinę, albo chociaż minutę, bo w kółko jest to samo.
Wysłałeś?
Zrobiłeś?
Jesteś?
Wpadniesz?
Chodź!
Dalej!
Szybciej!
JUŻ!
w sumie "na już" jest wszystko!
Chcę się już zatrzymać, ale chyba chwilowo nie dam rady.

"Ratunku. Pomocy. Nie umiem iść. Kręcę się w kółko. Kolejna przeszkoda pod nogi, spod Twoich kół"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz