my own privet Idahoo

my own privet Idahoo

sobota, 4 czerwca 2011

Końca świata nie będzie.

Końca świata nie widać.
Nie to na zawołanie
Że herbatę zamieszasz
i to się stanie.

I niebo nie goreje
Nie rozchodzi się z pod stóp ziemia
Zęby nie walą o siebie ze strachu
Dziś zbawienia nie ma.

Znów Bóg nie ratuje Nas od życia,
w tych odmętach pustych,
Durnej iskierki, przez soczewkę widocznej nie zgasi.
Chyba gdzieś w oddali tłucze się pociąg.
Nikt Nas dziś do nieba nie prosi.






Ta krucha rączka, co rzuciła kamień
Wtedy Pamiętasz?
Jak doniosłeś na mnie.
I te brudne ręce później, gdzieś w przydrożnych krzakach tak skrzętnie chowane.
Gorejące dłonie.
Zastrzyk dziś już nie wystarcza.
Lateksowe pokusy.
Demencja starcza.
Te wszystkie strachy, puste walizki.
I twój cień, co do dziś tak w rogu stoi.
A ta rozszalała rzeka? Przez którą przebrnąć nie było Ci dane.
Poczęcie niepokalane.
I jak zasłabłeś w kolejce.
Wiesz?
Dzisiaj ja twój krzyż na plecy wkładam.
Ten karawan.
Dziecięca bufonada.
I jeszcze ta zakaźna choroba, Pamiętasz?
Ja do dziś Obudzić się nie Mogę.



i pewne piosenki co kojarzą mi się bardzo z jednym (ulubionym) serialem.
no i wino różowe z kostką lodu i listkiem mięty.(chyba ulubiony drink na lato)


1 komentarz: